Najpierw dowiedział się, że jest chory, potem wybuchła wojna. Nazari stawia czoła ostrej białaczce szpikowej
Nazari Fedoruk z Ukrainy o tym, że ma nowotwór dowiedział się kilka tygodni przed wybuchem wojny. W dniu rosyjskiej inwazji przebywał w obwodowym szpitalu w Łucku, skąd został ewakuowany do Przylądka Nadziei we Wrocławiu. Nazari i mama Iwana nie zabrali wiele ze sobą. W kraju zostali Sasza, ojciec nastolatka, który poszedł na wojnę, siedemnastoletnia siostra Nastia, przyjaciele oraz kochane zwierzaki: kot i pies. Jednak Nazari nie został w chorobie sam. W Polsce otrzymał profesjonalną pomoc, dzięki której kontynuuje własną walkę o powrót do zdrowia.
Rodzina Fedoruk pochodzą z Turzyska położonego w obwodzie wołyńskim, 70 kilometrów od Łucka. Mama nastolatka przed wojną pracowała jako księgowa, następnie w sklepie spożywczym. Teraz jednak nieprzerwanie towarzyszy synowi w powrocie do zdrowia.
– To dobry, spokojny, choć małomówny chłopiec. Lubi szkołę i wszystkie przedmioty, o ile je rozumie – śmieje się pani Iwana. – Jest fanem strzelanek. W szpitalu dużo grał na telefonie, ale przed chorobą grał choćby w siatkówkę – zapewnia.
Wyglądało to na zwykłą infekcję
Wszystko zaczęło się w grudniu ubiegłego roku. Najpierw Nazari chodził ciągle zakatarzony. Potem pojawiły się u niego chroniczne bóle gardła i kaszel. Nie pomagało branie tabletek na przeziębienie. Z każdym dniem czuł się coraz gorzej, miał problemy z oddychaniem, jednak swój stan ukrywał przed rodzicami, ponieważ nie chciał, aby się martwili. Kiedy pani Iwana zauważyła u syna obrzęki pod oczami zdecydowała się pod koniec stycznia zabrać go do lekarza w rodzinnym Turzysku.
Na miejscu otrzymali skierowanie do obwodowego szpitala w Łucku, w którym nastolatkowi zrobiono szczegółowe badania, w tym morfologię krwi. Okazało się, że Nazari miał dużo wody w opłucnej. I że to nie jest zwykły wirus, lecz ostra białaczka szpikowa.
– Diagnoza była dosłownie jak uderzenie młotem – wspomina mama.
Ewakuacja w jeden dzień
Kiedy wybuchła wojna Nazari przebywał w szpitalu ledwie od dziewięciu dni. Do tego czasu otrzymał już pierwsze dawki chemii, po których nie czuł się jednak najlepiej. Bolały go kości i miał dużo nadżerek w jamie ustnej.
Pojawił się kolejny problem. Szpital nie posiadał schronu przeciwlotniczego.
– W piwnicy, do której nas przeniesiono było pełno bakterii i nie mieliśmy czym oddychać. Nie nadawała się na schron. Warunki w niej panujące zagrażały każdemu – opowiada mama nastolatka.
Wtedy pojawiła się możliwość ewakuacji do Polski. Do przejścia granicznego Dorohusk-Jagodzin zostali dowiezieni karetką. Samo przekroczenie granicy odbyło się bez problemu. Po stronie polskiej na panią Iwannę i jej syna czekała już druga karetka, która zawiozła ich prosto do „Przylądka Nadziei” we Wrocławiu. Ewakuacja zajęła jeden dzień.
– Nazari otrzymał kroplówkę i wyjechaliśmy z Łucka 2 marca o szóstej rano. Po niecałych dwudziestu czterech godzinach byliśmy na miejscu – mówi pani Iwana.
W Ukrainie zostali ojciec nastolatka i mąż pani Iwany – Sasza, siedemnastoletnia córka Nastia, starsza siostra Nazariego, przyjaciele oraz kochane zwierzaki: kot i pies Miś.
Po negatywnym wyniku testu na obecność koronawirusa Nazari i mama zostali przyjęci do kliniki, następnie naszemu bohaterowi zrobiono punkcję i badanie tomografem. Otrzymał też pierwsze dawki chemii, po której był osłabiony, wypadły mu włosy, stracił apetyt i zmagał się z częstymi zmianami nastroju.
W Polsce mogą liczyć na pomoc
W „Przylądku” Nazari wraz z mamą przebywali przez 3 miesiące. W tym czasie otrzymali kompleksową pomoc psychologiczną. pedagodzy natomiast robili wszystko, żeby odwrócić uwagę Nazariego i pani Iwanny od choroby, organizując dla dzieci i rodziców różne wydarzenia, w tym zajęcia jogi. W czasie pobytu w klinice mama poznała innych rodziców, z którymi mocno się zżyła. Relacje były bardzo przyjacielskie, podobnie jak atmosfera.
Fundacja nieustannie wspiera rodzinę Fedoruk od początku ich pobytu w Polsce. Pomaga załatwić wiele spraw, na czele z mieszkaniem i wyżywieniem. A jak rozłąkę znoszą pozostali członkowie rodziny, którzy zostali w kraju?
– Córka bardzo się o nas martwi. Cały czas jesteśmy ze sobą w kontakcie i wspieramy się telefonicznie.
Podwójna walka
Dziś Ukraińcy walczą nie tylko z rosyjską armią. Przykładem jest Nazari, który dzielnie walczy z białaczką. W tej chwili czuje się już lepiej, choć leczenie nadal trwa.