Ich codzienność zdeterminowała białaczka. Nowakowie walczą o życie córek

Czteroletnie Lena i Agnieszka Nowak z Iłowy są bliźniaczkami jednojajowymi. Choć z wyglądu są do siebie bardzo podobne, różnią się charakterami. Lena jest cichsza, spokojniejsza i bardziej zamknięta w sobie. Agnieszka przeciwnie: jest rozmowna, uśmiechnięta i otwarta na ludzi. Obie siostry chorują na ostrą białaczkę limfoblastyczną. W walce o powrót do zdrowia wspierają je kochający rodzice.

O chorobie córki dowiedzieli się przypadkiem

Był koniec 2020 roku. Problemy ze zdrowiem zaczęły się najpierw u dwuletniej Leny. Z dnia na dzień zaczęła blednąć, niedługo potem pani Antonina na jej szyi zauważyła grudkę. Rodzice, zaniepokojeni zmianami na ciele córki, udali się do lekarza rodzinnego, który stwierdził, że to tłuszczak i konieczna będzie interwencja chirurgiczna. Termin zabiegu wyznaczono na marzec 2021 roku. Kiedy jednak, w ramach przygotowań do zabiegu, Lenie wykonano morfologię krwi, okazało się, że uzyskane wyniki są bardzo złe. O wycięciu tłuszczaka nie mogło być mowy.

Pamiętam, że morfologię wykonaliśmy w piątek. Po wyniki mieliśmy zgłosić się w poniedziałek. Jednak już kilka godzin po badaniu zadzwonił do nas lekarz i powiedział, żeby do niego jak najszybciej przyjechać, ponieważ nie ma dla nas dobrych wiadomości. Na miejscu stwierdził, że u Leny rozwija się infekcja i wypisał skierowanie do szpitala w Żarach – wspomina mama bliźniaczek.

W szpitalu powtórzono badania, po których już było wiadomo, że Lena choruje na ostrą białaczkę, jednak lekarze nie mieli jeszcze pewności, jakiego typu. Następnie skierowali państwa Nowaków do szpitala w Zielonej Górze, gdzie Lenie ponownie zrobiono te same badania w celach porównawczych. Niestety diagnoza była jednoznaczna. Naszą dzielną pacjentkę przewieziono karetką do wrocławskiej kliniki „Przylądek Nadziei”, w której na dziewczynkę już czekała kroplówka i krew do przetoczenia. Jak pani Antonina zareagowała na wieść o chorobie córki?

Byłam w szoku. Bardzo ciężko to zniosłam. Na samym początku pobytu w klinice co drugi dzień chciałam się wypisywać na własną prośbę. Jednak w końcu pogodziłam się z tym, że córka choruje. W końcu nie chodziło tutaj o mnie, lecz o jej zdrowie – mówi pani Antonina. – Lenie było trudno zrozumieć, że jest chora. Nie dopuszczała do siebie nikogo.

Pracodawca wyciągnął pomocną dłoń

Dotychczasowe życie państwa Nowaków zmieniło się o 180 stopni. Ze względu na chorobę córki pani Antonina zmuszona była zrezygnować z dotychczasowej pracy.

– Pracowałam w firmie zajmującej się produkcją okien do aut. Niestety musiałam z niej zrezygnować. Aktualnie nie jestem aktywna zawodowo, tylko zajmuję się córkami. Zapewniono mnie jednak, że kiedy wyzdrowieją, będą mogła wrócić do firmy – tłumaczy mama bliźniaczek.

Kiedy pani Antonina zamieszkała z Leną w „Przylądku”, mąż, pan Henryk, zajął się drugą córką, Agnieszką. To była prawdziwa szkoła życia. Kierownictwo zakładu pracy, w którym pracował tato dziewczynek, wykazało się jednak empatią i zrozumieniem. Pozwolili mu brać wolne bez ograniczeń i doradzali w kwestiach formalnych. Aktualnie pan Henryk przebywa na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Leczy się na depresję i jak tylko może pomaga żonie.

Choroba córki sprawiła, że pani Antonina musiała wejść w nową rolę. Już nie tylko matki, czy żony, ale też prywatnej pielęgniarki Leny.

Tylko mi pozwalała zmienić opatrunek – wspomina pani Nowak.

W tej chwili dziewczynka jest na leczeniu podtrzymującym. Co miesiąc, dwa miesiące musi jednak przyjeżdżać do „Przylądka” na regularną kontrolę. Najbliższa przewidziana jest na wrzesień.

 Staramy sobie jakoś radzić. Niestety, nie wszyscy okazują się życzliwi w obliczu choroby. Niektórzy ludzie twierdzą nawet, że ją wymyśliliśmy – skarży się pani Antonina, z trudem powstrzymując łzy.

Jakby mało było problemów, rok po Lenie na tę sam typ białaczki zachorowała jej bliźniacza siostra – Agnieszka.

Z początku lekarze uspokajali, potem nie mogli uwierzyć

U drugiej córki państwa Nowaków choroba zaczęła się od 40 stopniowej gorączki i osłabienia. Lekarze w „Przylądku” uspokajali jednak i przekonywali, że nie jest możliwe, aby obie dziewczynki zachorowały, zwłaszcza że Agnieszka była pod stałą kontrolą lekarską. Mimo to, stan naszej bohaterki wciąż się pogarszał.

Ten sam lekarz rodzinny, który rok wcześniej skierował Lenę na badania przed wycięciem tłuszczaka, tym razem zlecił morfologię krwi u drugiej córki. Rodzice nie chcieli jednak dłużej czekać i badania wykonali prywatnie, które jednak nie dały pełnego obrazu sytuacji. Istniało podejrzenie, że jest to po prostu zakażenie koronawirusem. Dopiero punkcja wykonana w „Przylądku” wykazała, że Agnieszka ma już zajęte 90% szpiku. To był kolejny cios.

Po pięciu miesiącach wróciłam do „Przylądka”, tym razem z Agnieszką – wzdycha mama dziewczynek.

Coś, co nie miało prawa się wydarzyć, jednak się wydarzyło. Lekarze doszli do wniosku, że za białaczkę u dziewczynek odpowiadają geny. Nie bez przyczyny pozostawał fakt, że obie siostry były bliźniaczkami jednojajowymi.

Dziś Agnieszka przechodzi przez podobny tryb leczenia, co wcześniej Lena. Tylko leki otrzymuje inne. Sprawę pogarsza jednak fakt, że u Agnieszki niedawno wykryto wadę serca. Konieczna będzie operacja.

Przylądek Nadziei– jedna wielka rodzina

Wielomiesięczny pobyt w klinice, najpierw z jedną, potem z drugą córką sprzyja jednak nawiązywaniu przyjacielskich relacji.

Żałuję tylko, że poznajemy się w takich, a nie w innych okolicznościach – przyznaje pani Antonina. Najgorsza bywa w tym wszystkim świadomość, że zna się kogoś, kogo dziecko przegrywa walkę z chorobą.

Po czym dodaje:

Jesteśmy tutaj jak rodzina, jedna wielka rodzina w chorobie.

Mamy, takie jak pani Antonina, od wielu miesięcy przebywające na oddziale, są niejednokrotnie przewodniczkami po klinice dla nowo przybyłych rodziców z dziećmi. Podpowiadają, co gdzie załatwić, do kogo się zwrócić w pilnej sprawie, z kim warto porozmawiać… W takich sytuacjach nietrudno więc o bliższe relacje.

Na oddziale jest nawet chłopczyk, o którym Agnieszka mówi, że go kocha – śmieje się pani Antonina.

Dziewczynka chętnie bawi się z przychodzącymi do niej wolontariuszami. Wtedy jej mama ma chwilę dla siebie. Może wyskoczyć do sklepu lub wyjść na kawę. Chociaż na chwilę zapomnieć o chorobie córek i o tym, co spotkało jej rodzinę.

Mimo tylu przeciwności pozostaje dobrej myśli.

Wierzę, że i Agnieszce się polepszy, tak jak zaczęło się polepszać Lenie – podsumowuje.